Kryzys imigracyjny,czyli gwoźdź do trumny UE już wykuty
Bardzo długo się nie odzywałem. A to dlatego, że tak naprawdę w
polskiej polityce nic się nowego nie dzieje.
Paweł Kukiz wywołał co prawda spory szum, ale jak było do
przewidzenia postulowany przez niego „brak struktur” w praktyce
ograniczył się do znanej skądinąd zasady „partia to ja”. A to
nie spodobało się części zaangażowanych w projekt stowarzyszeń
i związków zawodowych. Kilka z nich zabrało zabawki i poszło do
innej piaskownicy – i tym samym pogrzebało jakiekolwiek szanse na
to, byśmy w Polsce mieli JOWy w przewidywalnej przyszłości.
A to oznacza, że dla mnie polska polityka jest dzisiaj wyłącznie
teatrzykiem bez żadnego realnego znaczenia. Bo bez JOWów porażka
PO oznacza tylko tyle, że prędzej czy później ci sami ludzie z
tym samym programem wygrają wybory pod innym szyldem, dla niepoznaki
wrzucając na listy wyborcze parę nowych twarzy.
Ale nie o tym miał być ten tekst.
Sytuacja w UE robi się naprawdę ciekawa. Cały problem jest
de facto winą Niemiec, które bez imigrantów zwyczajnie nie są w
stanie funkcjonować, więc nie dopuszczą do całkowitego zamknięcia
granic. Z drugiej strony Niemcy pamiętają Spartę i nie zamierzają
pozwolić imigrantom na faktyczne przejęcie kontroli nad krajem.
Angela Merkel najwidoczniej wymyśliła, że zaprosi imigrantów z
Syrii. Czyli tak naprawdę skądkolwiek, bo jak
słusznie zauważył Nigel Farage jakikolwiek losowy osioł
może teraz pieprznąć dokumenty za burtę i twierdzić, że jest z
Syrii. I tak nikt tego nie sprawdza. Wracając do rzeczy kanclerz
Niemiec umyśliła sobie przyjąć tyle imigrantów, ile Niemcy
potrzebują, a resztę UE zmienić w magazyn siły roboczej,
przechowującej całą resztę imigrantów specjalnie na przyszłe
potrzeby Niemiec. Oczywiście oficjalnie to ma być wielkie
miłosierdzie, humanitaryzm i co tam jeszcze.
Rzecz w tym, że w momencie gdy Niemcy złamały układ z Schengen
- tak naprawdę runęły ostatnie realne podstawy Unii
Europejskiej jako takiej. Państwa członkowskie nie należące do
ściśle pojmowanej elity władzy w UE tak naprawdę nie zyskują w
tym momencie wiele na członkostwie poza unią celną. Już w tym
momencie wiadomo, że wielcy gracze mogą bezkarnie wprowadzić
kontrole na granicach i nie wpuszczać do siebie obywateli innych
krajów UE. Wiadomo też, że wielcy gracze, to jest Francja i
Niemcy, mogą bezczelnie dotować własne banki za pomocą wsparcia
dla zadłużonych krajów UE. Zadłużonych właśnie w niemieckich i
francuskich bankach. Co więcej powodem zaistnienia zadłużenia jest
fakt, że wspólna waluta zafałszowała realne możliwości spłaty
długu przez mniejsze kraje, takie jak Grecja czy Włochy. Tak
naprawdę w tym momencie Unia pozostaje już tylko reżimem
totalitarnym, narzucającym przemocą i szantażem swą władzę
państwom członkowskim.
Cała heca z polityką „otwartych ramion” może zresztą mieć
też drugie dno, o
którym mówił ostatnio były prezydent Czech Václav Klaus.
Tym drugim dnem jest zniszczenie Europy narodów za pomocą fali
muzułmańskich imigrantów. Brukselskie VIPy roją sobie, że
imigrantów będzie się dało medialnie ugnieść jak plastelinę i
wyrzeźbić z nich nowy, lepszy „naród europejski”. W
rzeczywistości szanse na to są absolutnie zerowe. Bo tak się
składa, że to zwykle przedstawiciele najbardziej
fundamentalistycznych odłamów Islamu sunnickiego, czyli choćby
wahhabici. To przecież z radykalnymi sunnitami z Bractwa
Muzułmańskiego miał problemy Assad, a obecnie wchodzą oni w skład
władz Syrii. A przypomnę, że lwia część arabskich terrorystów
na świecie to właśnie radykalni sunnici, dokładnie tacy sami, jak
ci z w Syrii. Państwo Islamskie to także radykalni sunnici.
Mówiąc wprost, panowie w Brukseli planowali stworzyć za pomocą
Unii Europejskiej takie Stany Zjednoczone Europy i Azji, by następnie
rzucić wyzwanie USA. Temu służyła Strefa Euro, temu służy
Traktat Lizboński, także pomysły armii europejskiej, unii
fiskalnej i wspólnej polityki zagranicznej zmierzają właśnie w
tym kierunku. Pojawił się jednak problem. Okazało się, że ci
parszywi niewolnicy mają czelność mieć jakieś zdanie i nie
godzić się na wielkie projekty oświeconej władzy w Brukseli. I ku
niepomiernemu zdziwieniu VIPów, karmienie ludzi nachalną i
bezczelną europropagandą nie zmniejsza popularności partii
eurosceptycznych. Na domiar złego niechęć do UE w Wielkiej
Brytanii osiągnęła takie rozmiary, że premier UK David Cameron
musi realnie liczyć się z takimi poglądami i posunął się nawet
do referendum na temat ewentualnego wyjścia UK z UE. Bardzo możliwe,
że w takiej sytuacji Bruksela postanowiła zaorać całą Europę
tłumami islamskich pseudouchodźców, żeby rozbić przeszkadzające
w eurointegracji więzi narodowe.
Osobną
sprawą jest problem samych uchodźców/imigrantów.
Od samego początku tej sprawy wielu polityków, dziennikarzy i
publicystów ostrzegało przed wieloma problemami związanymi z
przyjmowaniem takiej liczby uchodźców. Ważniejsze z głosów to
Patryk
Jaki w Sejmie oraz Nigel
Farage na forum UE. Ważne problemy podniósł też Jarosław
Kaczyński. Co prawda stwierdzenie Kaczyńskiego o 54
strefach no-go w Szwecji zostało wyśmiane. Ale internet
bezlitośnie wytknął mainstreamowym mediom hipokryzję.
Tak, problem z terrorystami ISIS wmieszanymi w tłum uchodźców jest
śmiertelnie poważny. I choćby to jedno powinno stanowić
wystarczający argument. ISIS wcale nie ukrywa, że wysyła swoich
bojowników do Europy w ten sposób. I powiedzmy to sobie szczerze,
polskie służby będą wobec takich zamachowców całkowicie
bezradne. O islamskich osiedlach, do których Francuzi nie mają
wstępu i prawo tam nie sięga, wiem z relacji znajomego, który
pracował był w tym kraju na budowach. I potwierdzał, że taka
sytuacja ma tam miejsce. A mówił mi o tym dwa lata temu, a więc
kiedy całego tego kryzysu imigracyjnego jeszcze nie było. Dla mnie
więc słowa Kaczyńskiego nie były zaskoczeniem.
Problem
w tym, że jedynym skutecznym sposobem uszczelnienia naszych granic
jest wyjście z UE. A
to nie takie proste. Po pierwsze dlatego, że tak naprawdę nie
wiadomo, w jakim trybie miałoby się to odbyć. Nie ma żadnych
procedur. Po drugie samo hasło „wyjście Polski z UE” jest
konsekwentnie przez mainstreamowe media w Polsce przerabiane na
słowo-klucz służące do okładania oponentów po mordach.
Straszne! Oni chcą wyprowadzić Polskę z UE! Będą huragany!
Powodzie! Wybuchy wulkanów! Chcą wyprowadzić Polskę z UE! Zapłoną
lasy! Będzie pandemia cholery! Nastanie trzy dni ciemności! W
Ziemię uderzy olbrzymia asteroida! No po prostu oni chcą
wyprowadzić Polskę z UE!
Wielu
ludzi ma mózgi tak sprane, że nawet się nie zastanawiają nad
realnymi konsekwencjami bycia Polski w UE i nad tym, czy właściwie
po wyjściu z UE coś by się zmieniło.
Powiedzmy sobie szczerze - Polacy poparli wejście do UE głównie
z powodu możliwości pracy w innych krajach Unii. Teraz ta możliwość
staje pod znakiem zapytania. Do tego od paru już lat nie jesteśmy
płatnikiem netto. Więcej płacimy do kasy UE niż z niej dostajemy.
Do tego nasz parlament musi zajmować się tonami śmieci
legislacyjnych, trafiających do Polski z Brukseli. Do tego Unia
Europejska łamie własne prawo domagając się od Polski
dostosowania się do jedynie słusznych standardów unijnych w
kwestiach moralnych, które miały przecież pozostawać w gestii
krajów członkowskich. Coraz wyraźniejsze są żądania
wprowadzenia aborcji na życzenie czy też uchwalenia promowanych
przez wojujące feministki (by nie powiedzieć „feminazistki”)
bzdurnych przepisów. Bo jak nie, to zostaniemy ukarani za to, tamto
i jeszcze parę innych rzeczy. I sugestia, że jak się dostosujemy
do unijnej moralności, to na nasze niedomagania popatrzą przez
palce. Nie jest też tak, że stracimy poparcie Unii Europejskiej w
sprawie naszej polityki energetycznej, bo takiego poparcia nigdy nie
mieliśmy i mieć raczej nie będziemy.
Po co nam tak naprawdę ta Unia w takim kształcie, jaka jest
obecnie? Naprawdę myślicie, drodzy czytelnicy, że jak losowy
Niemiec zechce kupić przysłowiowe wihajstry i polskie będą dobre
za dobrą cenę, to nie kupi „bo to ta obrzydliwa Polska, co to
wyszła z naszej ukochanej UE”? Jak słusznie powiedział Nigel
Farage: „jeśli produkuje pan wihajstry i to są dobre wihajstry, i
są za dobrą cenę – to tak jest, proszę pana, będę kupował
pańskie wihajstry”. Poza tym nie bądźmy niepoważni. Kto więcej
zyskuje na braku ceł? Jakieś 10% ogólnego ruchu wędrującego z
Polski do UE? Czy może 90% towarów pchanych przez polską granicę
przez unijne molochy? Przecież nie można twierdzić, że równie
wiele polskich firm zarabia na handlu z UE, co unijnych firm na
handlu z Polską. Waga jest w sposób oczywisty ogromnie przechylona
na stronę Unii.
Nie jest tak, że nawet jeśli sieci supermarketów będą zmuszone
podnieść ceny i spadną im obroty, to pozostanie pustka. Większe
ceny w supermarketach przełożą się na większe obroty w małych,
polskich sklepach, co oznacza zainwestowanie przez ich właścicieli
w nowe sklepy i tym samym nowe miejsca pracy na miejsce tych
utraconych w supermarketach. A to dobra wiadomość, bo większość
ludzi nie zdaje sobie sprawy z dysproporcji. Nawet niewielki
supermarket potrafi mieć obroty rzędu 60-80 tys. zł dziennie.
Zatrudniając przy tym około 20 pracowników. Takie obroty mają co
najmniej 4 małe sklepiki, z których każdy zatrudni minimum 6-7
osób. To jest lekko licząc 24-28 osób na miejsce dwudziestu. Do
tego pamiętajmy, że małe sklepiki zapłacą podatek, a
supermarkety go na ogół nie płacą. Co więcej właściciele
małych sklepów wydadzą zyski na lokalnym rynku, czyli wzrosną
obroty innych polskich firm. Których właściciele również wydadzą
zyski w okolicznych sklepach. Właściciele supermarketów natomiast
wydają zarobioną kasę w swoich krajach i Polska na tym nie
korzysta. Co więcej wreszcie supermarkety będą bronić się przed
cłami zastępując zagraniczne towary krajowymi. Innymi słowy
zdrożeje Coca-Cola i Pepsi, a stanieje Zbyszko czy Helena. I wcale
nie musi to oznaczać większych cen na komputery itp. bo nigdzie nie
jest napisane, że cło nie może być zerowe jeśli danego towaru i
tak krajowi producenci nie wytwarzają.
Gdybyśmy mieli normalne media, to należałoby mniej więcej teraz
zacząć przygotowywać Polaków do myśli o ewentualnym wyjściu z
Unii Europejskiej zadając politykom bardzo proste pytanie: „Jakie
decyzje musiałyby podjąć władze Unii Europejskiej by pan/pani
uznała, że dalsze bycie Polski w UE po prostu się już nie
opłaca?” Byłoby ciekawie zobaczyć odpowiedź na to pytanie w
wykonaniu Ewy Kopacz czy Leszka Millera.
Komentarze
Prześlij komentarz