PiS vs Tusk - krajobraz po bitwie
Niemalże
wszyscy blogerzy i publicyści, prawicowych nie wyłączając,
odtrąbili ostatnio miażdżącą klęskę PiSu w batalii o stołek
szefa Rady Europy.
Alarmistyczne i
płaczliwe teksty wysmażyli m.in. Łukasz
Warzecha, R.
A. Ziemkiewicz, nawet bloger Grzegorz
Wszołek. A w polityce? Petru
mówiący o „grotesce, wstydzie i upokorzeniu”. Schetyna
wysuwający żądania dymisji Premier Beaty Szydło. Nawet do
niedawna wypowiadający się całkiem normalnie Leszek Miller poparł
idiotyzmy wygadywane przez PO. Do kompletu brak chyba tylko, żeby
podniosły głowę zdechłe widma, takie jak FreeYourMind czy
Kataryna.
Przepraszam, ale
muszę zapytać. Czyście się wszyscy, do qrwy nędzy, szaleju
najedli? Jakim debilem trzeba być, by założyć, że kandydatura
Saryusza-Wolskiego była na poważnie? Jakiego idiotę trzeba udawać,
by na takim poglądzie budować absolutnie wszystkie dalsze wnioski?
Waszym zdaniem
ktoś z kompetencjami, inteligencją i wykształceniem JarKacza na
serio nie wiedział, że niemożliwe jest, by Saryusz-Wolski (czy też
dowolny inny niewygodny elitom UE) kandydat miał jakieś szanse? Wy
tak na poważnie? O_o
Rozważmy
aspekty bieżącej kwestii...
Cóż, nie zajmuję
się polityką na poważnie, więc może się mylę. Ale jak dla mnie
pierwszy i podstawowy fakt w całej sprawie jest taki, że
kandydatura Saruysza-Wolskiego nie mogła być głównym i jedynym
celem. Wiadomo było, że nie zostanie on wybrany. Drugim podstawowym
faktem jest to, że Polska nie mogła bez wstydu poprzeć Tuska, ani
też nie miała żadnego realnego interesu w jego popieraniu.
Nie, to nie jest
tak, że popierając kandydata, który nawet bez naszego poparcia i
tak by przeszedł, Polska wstępuje na jakiś tron, święci triumfy
i „liczy się na arenie międzynarodowej”. Trzeba być niezłym
idiotą, by tak to postrzegać. To po pierwsze.
Po drugie Tusk był
dla PiSu od zawsze niewygodnym kandydatem. Od początku wiadomo było,
że JarKacz rad by znaleźć wymówkę, by Tuska nie poprzeć. Z
drugiej jednak strony nie mogli tak po prostu powiedzieć „nie i
już”. I dlatego politycy PiS wypowiadali się ostrożnie, co
słusznie przytacza w swoim tekście Grzegorz Wszołek. Zdaje się on
jednak nie zauważać, że ta ostrożność PiSu nie musiała wynikać
z braku własnego kandydata, a mogła raczej służyć zabezpieczeniu
tyłów. Tusk miał czas na poprawę. Miał przynajmniej teoretyczną
możliwość zapewnienia sobie poparcia rządu polskiego. Ale
świadomie wybrał pójście na konfrontację poprzez popieranie
głoszących antypisowskie hasła feministek i przyłożenie ręki do
procedury nałożenia sankcji na Polskę. A to tylko dwa przykłady.
Przejdźmy
zatem do tego, co wynika z danej sprawy.
Po pierwsze
nic Polska nie straciła. Tusk i tak zostałby wybrany. A jeśli nie
on, to na pewno nikt jakoś szczególnie lepszy z naszego punktu
widzenia. Tak więc nie ma sensu alarm, że ponieśliśmy druzgocącą
klęskę. O to w sumie chodziło IMO JarKaczowi, by stworzyć pozory
jakiegoś wielkiego zaangażowania Polski. Zapewne liczył na jakąś
reakcję Niemiec i unijnych elit. I się nie przeliczył.
Niewykluczone, że wyszło nawet lepiej, niż Kaczyński planował.
Po drugie
możliwe scenariusze rozwoju sytuacji były dwa. Niemożliwe było,
by faktycznie wybrany został Saryusz-Wolski. Niemcy mogły rozjechać
absolutnie każdy opór walcem i na chama przeforsować Tuska, czyli
chadeka. Możliwe też było, że wybrany zostałby premier Irlandii,
Enda Kenny, lub jakiś kandydat socjalistów. Pisał
o tym irlandzki „Sunday Independent”. Poza tym
kandydatura Saryusza-Wolskiego odnowiła pretensje frakcji
socjalistów (S&D) do stanowiska Prezydenta Rady
Europejskiej.
Gdyby wybrano
kogoś zamiast Tuska, oznaczałoby to zwycięstwo PiSu. Kampania
polskiego MSZ była bowiem bardziej anty-Tusk niż pro-JSW. I choćby
dlatego było to mało prawdopodobne. Niemniej wtedy Tusk
prawdopodobnie wróciłby do Polski, w zasięg polskiej prokuratury i
komisji śledczej. Z początku wydawało mi się, że to właśnie
jest cel Kaczyńskiego.
Ostatecznie doszło
do opcji najbardziej przewidywalnej. Niemcy postanowiły rozjechać
walcem każdy opór w ślepym pędzie do zgnojenia straszliwego
Kaczyńskiego o wilczych oczach. Przewidywalne. Tak przewidywalne, że
mało prawdopodobne, by sam JarKacz nie był na to przygotowany.
Najbardziej oczywista korzyść jest taka, że w zasadzie wszystko
pozostaje po staremu. Tusk nie może szkodzić Polsce bardziej, niż
szkodził wcześniej. I nie ma już zagrożenia, że wróci na wybory
prezydenckie i zjednoczy całą opozycję totalną. Co odpowiada w
sumie zarówno JarKaczowi, jak i duetowi Petru-Schetyna.
Po trzecie
najbardziej oczywisty powód, dla którego Tusk przyspawał się do
stołka Prezydenta Rady Europejskiej, to ucieczka od zarzutów
kryminalnych w Polsce. Ktoś mógłby powiedzieć, że w takim razie
Kaczyński jednak przegrał, bo teraz Tusk jest znów bezpieczny.
Cóż, znany rysownik Cezary Krysztopa (który swoją drogą szybko
wyrasta na jednego z tytanów blogosfery) wytropił
niedawno newsa, który sugeruje co innego. Potwierdził to
zresztą i uzupełnił o szczegóły swoim
drugim tekstem. Z obu tekstów wynika, że Prezydent Rady
Europejskiej nie posiada immunitetu dyplomatycznego. Wszyscy
pracownicy UE posiadają jednak immunitet jurysdykcyjny „co do
dokonanych przez nich czynności służbowych, a obejmujący również
słowa wypowiedziane lub napisane; korzystają oni z tego immunitetu
również po zakończeniu pełnienia funkcji”. Co można
rozumieć jako ochronę przed odpowiedzialnością karną w krajach
UE odnośnie działań Tuska jako Prezydenta Rady Europejskiej.
Szkopuł w tym, że zarzuty karne wobec Donalda Tuska w Polsce nie
mają nic wspólnego z jego funkcją w strukturach Unii Europejskiej
i w związku z tym jego immunitet jurysdykcyjny jako urzędnika Unii
Europejskiej nie powinien mieć z tymi zarzutami żadnego związku.
Oznacza to co najwyżej tyle, że nie można Tuskowi postawić
zarzutu zdrady dyplomatycznej z art. 129 KK za kandydowanie bez
zezwolenia rządu polskiego, za bardzo jest to związane z funkcją
Tuska w UE by Francja i Niemcy takiego oskarżenia nie
zakwestionowały.
Ale to nie jest
jakaś specjalnie ważna kwestia. Tusk i bez tego jest ugotowany. A
może być i tak, że szamocząc się w sieci Tusk pociągnie ze sobą
na dno całą Unię Europejską.
Po czwarte.
Niemcy i Francja zachowały się w sprawie kandydatury Tuska z rażącą
arogancją i butą. Wbrew szeroko lansowanej tezie – w
ogóle nie doszło do niczego, co można by nazwać głosowaniem.
Wiemy, że tylko Polska była przeciw. Nie wiemy jednak, ile państw
się wstrzymało od głosu, bo o to nawet się nie zapytano
zgromadzonych. Nie liczono również głosów za. Cała procedura nie
da się inaczej nazwać jak tylko karykaturą demokracji. Obrazu
upadku Unii Europejskiej dopełnia bezczelna groźba Hollande’a
wypowiedziana pod adresem Beaty Szydło: „Wy macie wartości, a my
mamy fundusze unijne”.
Jest to wszystko
tak naprawdę kolejnym już zwycięstwem JarKacza, który już dawno
temu mówił był o cichej praktyce szantażowania przez Niemcy i
Francję innych krajów Unii odebraniem funduszy unijnych i
wyciągniętymi z kapelusza karami za bzdurne naruszenia. I oto
Hollande’owi puściły nerwy i przyznał się do tego niemalże
otwartym tekstem. Do tego rzecz jasna dojdzie zaniedługo kwestia
Tuska. Zarówno Hollande jak i Merkel będą zmuszeni bezczelnie
naginać prawo unijne, żeby ochronić Prezydenta Rady Europejskiej
przed kompromitującym statusem zwykłego kryminalisty. A to tylko
jeszcze wyraźniej pokaże, jak daleko sięga samowola Francji i
Niemiec. I bardzo prawdopodobne, że nie spodoba się to samym
Niemcom i Francuzom, którzy jakiś tam szacunek do prawa jednak mają
i te wszystkie wykręty będą w stanie akceptować tylko do pewnego
stopnia. Tym bardziej, że Merkel i Hollande w swoich krajach już i
tak stąpają po wyjątkowo kruchym lodzie. Polityczni konkurenci
Angeli Merkel i Francois Hollande’a na pewno skwapliwie skorzystają
ze szczodrego prezentu, jaki im właśnie podarował Jarosław
Kaczyński.
Po piąte
Unia Europejska już od jakiegoś czasu cierpi na poważny kryzys z
powodu hegemonii Francji i Niemiec. Ten stan rzeczy do tej pory był
tematem tabu. Nie mówiło się o tym, jak jest. Nie nazywało się
rzeczy po imieniu. Unijna demokracja nie działała już od dawna,
ale każdy, kto podnosił ten temat, był szufladkowany jako oszołom.
Te czasy jednak
minęły. Jarosław Kaczyński w ostatnich latach miał rację w tylu
rozmaitych sprawach, że nazywanie go oszołomem powoli zaczyna
śmiesznie wyglądać. To on ostrzegał przed imperialistycznymi
zapędami Rosji - i słusznie. To on ostrzegał przed
zagrożeniem ze strony fali imigrantów - znowu słusznie. Teraz
okazuje się, że przed arogancją Francji i Niemiec też ostrzegał
słusznie. Teraz jeszcze ten numer przeszedł, ale powoli zaczyna się
robić mało sympatycznie.
Po szóste na
spektakularną klęskę PiS lansuje się fakt, że za Tuskiem
głosował Orban. Pomijając już wyjaśnioną wcześniej kwestię
tego, że wynik Saryusza-Wolskiego nie był istotny - Fidesz
jest we frakcji chadeków, której kandydatem był Donald Tusk.
Obowiązuje tu ta sama partyjniacka logika, co w przypadku wyborów
do Sejmu w Polsce. Gdyby Orban nie poparł Tuska, Fidesz zostałby
wywalony na zbity pysk z frakcji chadeków. A pozafrakcyjni
europosłowie nie mają w realiach PE wpływu absolutnie na nic. Nie
dziwmy się więc postawie Orbana.
Zresztą od
początku chodziło o wylansowanie Polski na ten jeden kraj, który
ma cohones postawić się
Niemcom i Orban doskonale o tym wiedział. Popsułby wszystko, gdyby
próbował postawić Węgry w jednym szeregu z Polską. A przecież
wiemy doskonale, że wyniku ostatecznego i tak by to nie zmieniło,
choćby nie tylko same Węgry, ale i cała Grupa Wyszehradzka nas
poparła.
Reasumując
rzekomą miażdżącą porażkę najtrafniej określił sam
Saryusz-Wolski: „wszystko kończy się dobrze, a jeśli nie - to
znaczy, że się nie kończy”. No i właśnie o to chodzi, że
właściwa rozgrywka nie tylko się nie zakończyła, ale wręcz
dopiero się zaczęła. Jarosław Kaczyński planuje na dziesięć
posunięć naprzód, a polscy publicyści łapią się za głowy i
wieszczą klęskę już po drugim ruchu.
Zresztą dziś
buchnął news
o spotkaniu premierów Grupy V4 i krajów Beneluksu. Jak wam
się wydaje, o czym oni wszyscy będą rozmawiać z jedynym krajem,
który miał odwagę postawić się Francji i Niemcom? Bo przecież,
że nie o tym, jaki Tusk jest wspaniały i jaka Polska jest be, że
go nie poparła. Gdyby naprawdę postępowanie Polski oceniali jako
kompromitujące i głupie - to by się po prostu z naszą Panią
Premier nie spotykali.
Komentarze
Prześlij komentarz